Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/357

Ta strona została przepisana.
XXVII.

— Cóż dalej? zagadnęła Berta, będę pamiętała, pierwsze drzwi na prawo.
— Musisz wybrać się tak, ażeby tam stanąć pomiędzy ósmą a dziewiątą wieczorem. Bramę domu zamykają dopiero po dziesiątej.
— Dobrze mamo; lecz jeśli odźwierny zatrzyma mnie i zapyta do kogo idę?
— Moulin przewidział ten wypadek, i powiadamia, że w razie potrzeby należy powiedzieć, że się idzie do szwaczki, pani Langlois, mieszkającej na czwartym piętrze. Wszak niezapomnisz tego nazwiska?
— Pani Langlois, powtórzyła Berta, nie zapomnę.
— Gdyby odźwiernego nie było w bramie, to dostaniesz się niepostrzeżona na wschody, gdyż o ile sobie przypominam jego stancyjka znajduje się przy wyjściu na podwórze.
— A dalej, co czynić trzeba?
— Wszedłszy na czwarte piętro, otworzysz pierwsze drzwi na lewo, tam zapalisz świecę, którą z sobą zabierzesz, i wejdziesz do sypialni. W stojącym tam biórku...
— A klucz od tego biurka przerwało dziewczę.
— Klucz zastaniesz w zamku. W jednej z szufladek po prawej stronie, znajdziesz kopertę z błękitnego papieru, czerwonym lakiem zapieczętowaną. Łatwo ją poznasz, bo zamiast adresu nakreślono na niej jeden tylko wyraz:

„SPRAWIEDLIWOŚĆ“.

— „Sprawiedliwość“, powtórzyła Berta z pomimo wolnym drżeniem.
— Tak, moje dziecię.
— Cóż więcej?
— Następnie przeszukasz wszystkie szuflady zabierzesz pieniądze, i inne procentowe papiery jakie tylko znajdziesz.