Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/358

Ta strona została przepisana.

Moulin powierza w nasze ręce swój ciężką pracą zebrany kapitalik, strzeż się więc byś czego nie uroniła, a głównie pilnuj błękitnej koperty.
— Bądź spokojną mamo... załatwię wszystko jaknajlepiej. Cóż więcej jeszcze?
— Więcej już nic, drogie dziecię.
— A jeśli tam będą jeszcze jakie inne papiery?
— To je pozostawisz. Moulin nic o tem nie pisze. Powracaj tylko Berto ukochana, wracaj jaknajprędzej, bo każda chwila oczekiwania, wiekiem mi zdawać się będzie!...
Lecz powiedz mi mamo, czy tą ofiarą ocalimy przynajmniej Ireneusza od niebezpieczeństwa?
Ocalimy go moje dziecię! Skoro powrócisz bez wypadku, wówczas na klęczkach podziękuję Bogu za Jego miłosierną nad nami opiekę.
— Nie troskaj się mamo; ufam, iż Bóg czuwać nademną nieprzestanie.
— „Strzeżonego Pan Bóg strzeże“, mówi stare przysłowie; pilnuj się zatem, byś niezdradziła się jaką nieostrożnością.
— Upewniam, że wszystko pójdzie jaknajlepiej.
— Ale... i tu wychodząc, musisz się mieć na baczności...
— Jak to tu? powtórzyła Berta nierozumiejąc.
— Powiedziano mi, że policja ma nas na oku...
— Zkąd?... za co?
— Tego niewiem. Posłaniec Moulin’a mówił mi, że w bramie widział dwóch policyjnych agentów.
Berta przypomniała sobie natenczas, iż od dni kilku zauważyła jakiegoś nieznajomego mężczyznę w stancyjce odźwiernej, który mianując się jej bratem, zastępował ją z całą gorliwością. Nikt nie mógł wejść do domu bez wylegitymowania się gdzie, i do kogo idzie?
Zauważyła również, że ów mniemany brat odźwiernej, prowadził jakieś tajemnicze rozmowy z niedawno zainstalo-