wanym przed domem czyścicielem obuwia. Zestawiwszy to wszystko w swoim umyśle, doszła do przekonania, że w istocie ten dom pilnie strzeżonym jest przez policję.
W rzeczy samej mamo; rzekła po chwili namysłu, prawdę ci powiedziano.
— Zauważyłaś więc coś i ty także? pytała z niepokojem wdowa.
— Tak, lecz nie umiałam sobie tego wytłumaczyć. Teraz pojmuję wszystko. Nas to szpiegują bezwątpienia!... Wiedząc o tem, że znasz mamo Ireneusza Moulin, ponieważ spotkałaś się z nim na cmentarzu, spodziewają się przy naszej pomocy odkryć tajemnicę więźnia.
— W takim razie, wszystko stracone!... zawołała pani Leroyer.
— Uspokójże się mamo!... pocieszała Berta. Załatwię jaknajlepiej poleconą mi sprawę, ponieważ ostrzeżona o niebezpieczeństwie, unikać go będę. Wyprowadzę w pole przebiegłych agentów, lecz jeśli dom przy placu Królewskim jest również strzeżonym, natenczas moje zadanie będzie o wiele trudniejszem.
— Oto się nie obawiaj; odpowiedziała wdowa. Ireneusz pisze, że nie wyjawił swojego adresu. Gdyby policja wiedziała, o jego mieszkaniu, nasza bytność naówczas byłaby tam zbyteczną.
— To prawda!... rzekła uspokojona dziewczyna. Pozwól mi więc teraz ucałować się mamo, i bądź dobrej myśli.
W chwili, gdy jej usta spoczęły na macierzyńskim czole, zadzwoniono w przedpokoju.
Pani Leroyer zdenerwowana chorobą, krzyknęła pomimowolnie, a mając na pamięci policyjnych agentów ukryła pod poduszkę list Ireneusza.
— Boże!... to pewno oni!... wyszepnęła.
— Kto? o kim mówisz mamo?
— O policyjnych agentach.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/359
Ta strona została skorygowana.