Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/36

Ta strona została przepisana.
VI.

Knajpa pod „Srebrnym Krukiem" przy Akacjowym zaułku, była jednym z owych publicznych zakładów, w jakich przebywa ludność niebezpieczna, pozostająca w ciągłej wojnie ze społeczeństwem.
Tego wieczora było tam gwarno i tłoczno.
Po południu nasz eks-notaryusz, udawszy, się do Szpagata w celu zebrania od niego pęku kluczy i wytrychów, pożyczył temu koledze czterdzieści sous, mających być zwróconemi z przyszłych zysków po dokonanej wyprawie, poczem udał się wcześniej do szynku, przed oznaczoną godzinę, schadzki dla wzbudzenia w sobie energji kilkoma kieliszkami alkoholu. Brisson albowiem, jak mówiliśmy, nie odznaczał się odwagę.
Siedzącego przy stoliku z piórem w ręku, gdy chodziło o naśladowanie liter lub sfałszowanie podpisu, nic zmieszać nie było w stanie, lecz udział w kradzieży z włamaniem sprawiał mu przestrach nieopisany.
Na myśl o napadzie z bronię w ręku drżał, zęby mu szczękały. Nigdy żaden z łotrów nie był mniej zdolnym do spełnienia podobnie zuchwałego czynu.
Na domiar ulokował się w jednej z sal zakładu, napełnionej nieznajomemi gośćmi, wobec czego wzbudzał siłę ducha za pomocą licznych haustów wódki palonej.
Około dziesiątej wszedł Szpagat i usiadł naprzeciw niego. Nie był on jednak rozmownym tego wieczora.
Były notarjusz chciał mówić półgłosem o oczekującej ich wyprawie. Przybyły poruszeniem ręki nakazał mu milczenie i zaczął palić cygaro.
Wszystko wokoło nich hałaśliwie szumiało.
Niektórzy z obecnych podchmieleni, głośno śpiewali Jedni klęli pijąc, inni się kłócili. Gwar był piekielny.