Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/364

Ta strona została przepisana.

— Dobrze to rozumiem... rzekł, głosem nad którym daremnie pragnął zapanować, moja bytność byłaby dziś paniom niedogodną... przyjdę więc jutro z rana. Tu ukłoniwszy się obu kobietom wyszedł, nie przemówiwszy już słowa.
W sercu Edmunda powstała teraz gwałtowna burza, z każdą chwilą, wzrastała zazdrość wiodąc szalone przypuszczenia. Bez wachania gotów był poświęcić rok życia byle istotnej dowiedzieć się prawdy. Zanadto jednak szanował Bertę aby się uciec do śledzenia jej lub szpiegowania.
Dziewczę zamknąwszy drzwi za doktorem, wróciło zgnębione do pokoju matki.
— W wielkiej byłam obawie, zaczęła pani Leroyer, byś się pomimowoli nie zdradziła, moje drogie dziecko.
— Starałam się zapanować nad sobą, choć jestem pewną, że Edmund dostrzegł moje pomięszanie, i odgadł, że kłamię...
— Takie kłamstwo nie jest grzechem, i nie przynosi ci ujmy, odparła matka. Popełniłaś je w szlachetnym celu, znaglona zacnemi pobudkami, sumienie zatem nic ci wyrzucać nie powinno.
Berta siedząc w milczeniu rozmyślała:
— Nasz doktór był bardzo smutnym wychodząc od nas... Nie sumienie, lecz serce moje cierpi nad popełnionym czynem!...
Dalsze dnia tego godziny, ciągnęły się żółwim krokiem dla obu tych kobiet. Z niecierpliwością oczekiwały nadejścia chwili wskazanej przez Ireneusza do tajemniczej wyprawy.
Nadszedł nakoniec wieczór. Uderzyła siódma potem wpół do ósmej.
Niebo pokryło się chmurami. W powietrzu czuć było nadchodzącą burzę.
Berta nie mogąc się doczekać naznaczonej godziny, wcześnie już wdziała kapelusz, i owinęła się szalem.