Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/366

Ta strona została przepisana.

Theifer uśmiechnął się żartobliwie.
— Przeszkoda łatwa do usunięcia, odrzekł. Wstąpimy po drodze do mnie, zkąd zabiorę pewne narzędzia jakie nam ułatwią zadanie.
— Czy pan znasz ten domu przy placu Królewskim?
— Nieznam go wcale.
— To być może, iż nas nie wpuszczą do bramy?
— Niech wasza książęca mość będzie spokojnym. Znajdę sposób uśpienia podejrzeń odźwiernego. Wiem, że mieszkanie mechanika znajduje się na czwartym piętrze, wiadomość ta wystarczy nam obu.
— Sądzisz pan zatem, że trzeba jechać natychmiast?
— Tak, książę, bo chciałbym ażebyśmy przybyli na miejsce pomiędzy dziewiątą a dziesiątą godziną.
Jerzy spojrzał na swoją postać odbijającą się w stojącem zwierciadle.
— Czy nie lepiej byłoby, zapytał, zmienić mój ubiór na tę wyprawę?
— Być może... rzekł agent, choć moim zdaniem książę powinien wyjść z pałacu w zwykłym swym stroju, by nie obudzać podejrzeń wśród służby. Najlepiej więc będzie gdy wasza książęca mość zaszczyci moją skromną siedzibę swoją obecnością i tam dokonana przebrania. Biorę na siebie dostarczenie garnituru i innych potrzebnych przedmiotów, a upewniam, że z pod mojej ręki wasza książęca mość wyjdzie zmienionym do niepoznania.
— Na wszystko znajdujesz w mgnieniu oka dobrą radę. jesteś nieocenionym Theiferze!... zawołał Jerzy uradowany.
— Jest to niezbędną koniecznością mojego rzemiosła, odparł skromnie agent. Gdyby mi nawet brakło tej zdolności, to niewygasła wdzięczność dla księcia natchnęła by mnie w tym razie dobrym pomysłem.