Głoszono, że ów sklepikarz utrzymywanym był kosztem prefektury, a roznoszący ową wiadomość nie rozsiewali jak się zdawało jej bezpodstawnie.
Po zapłaceniu dorożkarza Theifer, otworzył kluczem drzwi wejścia, a zapaliwszy latarkę poprzednio już przygotowaną, przyświecał nią księciu w ciemnym korytarzu, pełnym błota w zimie, a śmieci i kurzu podczas lata.
Na końcu tego korytarza znajdowały się schody prowadzące na piętro.
Od chwili wyjścia z pałacu, oba z księciem nie przemówili do siebie ani słowa, i w milczeniu weszli na wschody. Theifer otworzywszy drzwi swego mieszkania, usunął się na bok z poszanowaniem przepuszczając przed sobą pana de la Tour-Vandieu, który ze wstrętem przestąpił próg tego brudnego zakątka.
Pierwsza izba była zupełnie pustą, lecz w drugiej za to dziwny przedstawił się widok.
Na wieszadłach przez całą długość ściany, wisiały najróżnorodniejsze ubrania, tak jak w sklepie ze starą garderobą. Na pułkach i stołach stały całe stosy flaszeczek, pudełek i słoików z kosmetykami i teatralnemi przyborami.
Między ubiorami dostrzedz było można strój włościański, świąteczny ubiór rzemieślnika, zabrudzony kaftan węglarza, oprócz publicznego posłańca, łachmany żebraka, księżą sutannę i mundur żołnierza.
Nad każdym z takich kostjumów, wisiała odpowiednia peruka, wąsy i broda. Prócz tego na stole biało lakierowanym, leżało kilkanaście peruk różnego kształtu i barwy.