Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/374

Ta strona została przepisana.

W chwili obecnej, całą jej uwagę pochłaniał większych rozmiarów rysunek w książce, któremu przypatrywała się z gorączkową ciekawością.
Nagle zerwała się z krzesła, a podniosłszy w górę książkę, podbiegła ku pani Amadis błędnym patrząc w nią wzrokiem.
— Co ona tam znalazła?... pomyślała wdowa, i głośno dodała:
— Pokaż drogie dziecię ten obrazek... pokaż go swej przyjaciółce... I pochyliła się ku obłąkanej nie spuszczającej na chwilę oczu z kart otwartej księgi.
Wyraz tych oczu był przerażający zdawało się, że lada chwila wyjdą z osady. Usta chorej szeptały przytem jakieś niezrozumiałe słowa.
Znać było po ściągniętych brwiach i dziko patrzącym wzroku, że w głowie nieszczęśliwej jakaś ciężka odbywała się praca. Narysowana w książce illustracja, budziła widocznie w jej umyśle z dawna uśpioną inteligencję.
— Boże!... zawołała pani Amadis, spojrzawszy w otwartą książkę. Boże miłosierny!... to istny obraz tej strasznej sceny nocnej... Zdaje mi się spojrzawszy, że jestem tam jeszcze... Dreszcz straszny na samo wspomnienie wstrząsa mną od stóp do głowy!...
Rysunek który tak silnie oddziałał na obie kobiety, przedstawiał wnętrze bogatej sypialni.
Przy łożu zarzuconym w nieładzie spadającą kołdrą stała przechylona kolebka ze śpiącą dzieciną. Przed kolebką młoda kobieta w bieliznę tylko odziana, walczyła z mężczyzną odstręczającej powierzchowności, pragnąc jak gdyby własnym ciałem zasłonić tę drogą, sobie istotę przed zemstą srogiego napastnika. W drugim końcu sypialni stała o wiele starsza kobieta w niemej rozpaczy załamując ręce, skamieniała z przerażenia, niezdolna do niesienia jakiejbądźkolwiek pomocy.