Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/377

Ta strona została przepisana.

Wkrótce jednakże, przemogła lekkomyślność i znana niestałość młodzieńca. Strażak zaniedbywał ją widocznie, w obejściu był chłodniejszym, jego wizyty mniej często następowały.
Miłość własna dziewczyny cierpiała na równi z jej sercem. Pragnęła odkryć istotną, prawdę, i w tym celu naznaczyła schadzkę ukochanemu właśnie na wieczór dzisiejszy.
Łatwo pojąć jak nie w porę wypadło jej czuwanie przy chorej pani.
Dla uspokojenia głosu sumienia szepcącego jej, że źle uczyni wychodząc wieczorem, odpowiadała sobie:
— Ha!... trudno!... Niepodobna poświęcać własnego szczęścia dla cudzego kaprysu... Nasza warjatka nie jest dziś gorzej słabą jak zwykle. Mój Franek będzie na mnie oczekiwał pod piątą arkadą. Nie mogę zostawiać go w niepewności. Wiem, że gdyby się starsza pani dowiedziała o tem, miałabym hałas nielada. Lecz któż jej to powie? Chora wiedzieć nie będzie, że pozostawię ją samą... Odźwierna nie spostrzeże mnie wychodzącej, a za nim bramę zamkną o dziesiątej, powrócę, bo pani przyjedzie z teatru o jedenastej. Wszystko więc dobrze się złoży.
O ósmej, Marjetta weszła do kuchni, gdzie była zebraną reszta służby.
— Możecie iść spać, lub wyjść gdzie na parę godzin, rzekła do nich. ja będę czuwała przy chorej.
Korzystając z jej grzeczności, kucharka i młodsza o dziewiątej udały się na spoczynek. Służący pojechał z panią Amadis do teatru, pokojówka była więc pewną, że jej nikt szpiegować nie będzie.
Przed wyjściem z domu, weszła do pokoju Estery.
Zastała ją leżącą nieruchomie na szeslongu na którym spoczywała od południa.
— To dobrze!... rzekła z zadowoleniem. Jestem pewna, że do jutra rana nieporuszy się z miejsca. Mogę bezpiecznie