Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/38

Ta strona została przepisana.

tem siedziała pani Loupiat, odbierając pieniądze i zdawając drobną monetę.
Chwilowa nieobecność żony znagliła męża, aby ją zastąpił. Wreszcie pani Loupiat wróciła.
Zwolniony właściciel sklepu przybiegł do mężczyzny, siedzącego za stolikiem na sali, i powtórnie uścisnął mu rękę.
— Żona wróciła, — rzekł — możemy swobodnie teraz porozmawiać, wypiwszy po szklance dobrego wina. To się należy, mój chłopcze, ponieważ od bardzo dawna nie widzieliśmy się z sobą. Nio chcę lat rachować, bo by mi to djabelnie przysporzyło wieku!
— E! mój poczciwy przyjacielu, — odparł zagadniony — jesteśmy obaj, chwała Bogu, silni i zdrowi. Cieszę się mocno, znajdując cię tak rzeźkim, wesołym.
— I ja nawzajem, mój chłopcze! — rzekł kupiec, nalewając wino zlekka drżącą ręką.
— Twoje zdrowie — zawołał, trącając się z przybyłym.
— Twoje! z całego serca — rzekł tenże.
— Zatem, mój mały Reniu, — zaczął kupiec — wybacz, że skutkiem nawyknienia zawsze nazywam cię małym, wszakże nie gniewasz się o to?
— Co znowu?
— No, bo obecnie jesteś dorosłym mężczyzną. Ale ile też lat sobie rachujesz?
— Rok czterdziesty życia.
— Aż tyle? — wykrzyknął kupiec z osłupieniem. — Chyba się mylisz?
— Nie, mój kochany; — odrzekł z uśmiechem nieznajomy.
— Tam, do pioruna! Zawsze cię widzę młodzieńcem piętnastoletnim, gdyś się zaciągnął do Pawła Leroyer, mechanika, którego warsztaty znajdowały się obok mojego zakładu, po nad kanałem Ś-go Marcina.
— Tak, miałem natenczas lat piętnaście.