— No! to proszę iść i śpieszyć się, bo będziemy mieli potop... Za trzy minuty lać pocznie jak z cebra.
Córka pani Leroyer pobiegła w stronę domu oznaczonego dwudziestym czwartym numerem.
— Założyłbym się, pomrukiwał Loriot, że idzie na spotkanie ładnego młodzieńca. Zakochane dziewczęta mają djabelnie twardą skórę. Pobiegną na schadzkę choćby kamienny deszcz padał!
Nawałnica wybuchła z całą potęgą, woda płynęła z niebios strumieniem przy akompanjamencie grzmotów i błyskawic. Widząc to Loriot, ponakrywał swoje konie grubemi derkami, podniósł na uszy pelerynę od płaszcza, i stanął chroniąc się pod arkadami.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Estera stała w tymże samym miejscu gdzie ją pozostawiliśmy, przy oknie swego pokoju. Po chwili, poruszyła się jak gdyby chcąc wyjrzeć na plac Królewski, ale jej czoło oparło się o szybę.
Jakaś czarna postać zatrzymująca się wprost domu na chodniku, zwróciła jej uwagę. Gdy owa postać zniknęła, obłąkana zapadła znów w swoją nieruchomość.
Tą postacią była Berta, która przeszła w poprzek ulicę by wejść do domu zamieszkałego przez Ireneusza.
Brama była otwartą. Wszedłszy w nią dzięwczę, zwróciło się pod sklepienie prowadzące do wschodów, gdzie przystanęła drżąc z lekka.
Głośne wybuchy śmiechu obiły się o jej uszy, lecz jednocześnie uspokoiła się w prędce.
Śmiech ten pochodził ze stancyjki odźwiernego. Pani Bijon przyjmowała swoich przyjaciół, a szalejąca na dworze ulewa nie przeszkadzała hałaśliwej wesołości zebranych.
Dziewczę z sercem ściśnionym obawą, wsunęła się cicho na wschody, drżące jej nogi uginały się pod ciężarem ciała, tak, iż zmuszoną była opierać się co chwila o poręcz.