Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/384

Ta strona została przepisana.

Obłąkana śledziła ich poruszenia dopóki z oczu jej niezniknęli. Odeszła wtedy od okna, idąc ku drzwiom swego pokoju. Córka pani Leroyer wchodziła właśnie natenczas do mieszkania Ireneusza, zamknąwszy drzwi szczelnie za sobą. Biedne dziewczę, przejęte było nawskroś nieznaną dotąd obawą.
Gdyby przez jaki zbieg fatalnych okoliczności spotkano ją w nocy, u nieznajomego w opustoszałym mieszkaniu, posądzona o złodziejstwo jakież by usprawiedliwienie dać mogła?
Siłą woli starała się wydalić ze swego umysłu tak zatrważające przypuszczenia, a zebrawszy cale męztwo, wydobyła z kieszeni świecę, zapałki, i roznieciła światło.
Spojrzawszy po pokoju, nie dostrzegła w nim tajemniczego biurka.
— Jest ono zapewne w sypialni, pomyślała, i zwróciła się w stronę drzwi oszklonych.
Otworzywszy je znalazła się w garderobie zostawionej opróżnionemi walizami, i porozwieszanym na ścianach ubraniem, nakrytym starannie osłoną z zielonego kitaju. Zamknęła je z pośpiechem, chcąc otworzyć inne z prawej strony, i już położyła rękę na klamce, gdy dobiegł ją szmer jak gdyby klucza lub wytrychu wkładanego w zamek od sieni.
Zachwiała się śmiertelnie pobladła, szepcąc:
— Zginęłam!...
Szmer nie ustawał. Słyszała wyraźnie jak ktoś usiłował otworzyć drzwi wejścia.
Obawa zguby, nasunęła jej przezorność instynktową. Pobiegła szybko do opuszczonej przed chwilą garderoby otworzyła ją, a zgasiwszy świecę, ukryła się na wpół martwa, poza wiszące ubrania, nakryte spadającą do ziemi firanką.
Szmer przy drzwiach ucichł zupełnie.