Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/388

Ta strona została skorygowana.

wu. Ogarnęło ją jakieś przygnębienie, ręce jej drżały, w gardle paliło i zasychało.
— Jest to nikczemna kradzież, pomyślała połączona z najwyższą podłością zamiany listu.
Theifer zbliżył się do księcia.
— Radziłbym nie zachowywać tego bruljonu, rzekł z cicha, może to grozić niebezpieczeństwem.
— Masz słuszność... dla tego go zniszczę. Tu otworzywszy latarkę, Jerzy zbliżył do świeczki brzeg papieru, który się zajął płomieniem.
Berta znająca wartość tego dokumentu, omal nie straciła przytomności, gdy nagle dziwne fantastyczne zjawisko przedstawiwszy się jej oczom powróciło biednemu dziewczęciu opuszczające ją siły.
Wiatr jęczał głucho na dworze, grom huczał, wstrząsając domem od fundamentów gdy nagle drzwi mieszkania Ireneusza otworzyły się z łoskotem, a w nich stanęła kobieta odziana białym długim penioarem z rozpuszczonemi włosami spadającemi falą na jej ramiona, i spojrzawszy obłędnym wzrokiem w około siebie, weszła do pokoju w którym znajdowali się dwaj nędznicy.
Ujrzawszy ją Jerzy, krzyknął zatrwożony, i pod wrażeniem tego strasznego widoku, zapomniał o palącej się kartce, której płomień dosięgał już jego palców.
Sparzony w rękę, upuścił na wpół zetlony papier, który zagasł dotknąwszy się podłogi. Theifer patrzył na to wszystko w osłupieniu, nie pojmując tyle dziwnych dla siebie wypadków.
— Zkąd u djabła wzięła się ta kobieta? wymruknął, tak podobna do warjatki?
Była to w rzeczy samej obłąkana, Estera, wdowa po Zygmuncie, księciu de la Tour-Vandieu.
— Człowiek z Brunoy!... zawołała strasznym głosem, zatrzymując się na środku pokoju, i wskazując na Jerzego,