Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/389

Ta strona została przepisana.

który pobladły z przerażenia cofnął się gwałtownie, a chwytając za ramię Theifera:
— Chodź... chodź... uciekajmy!... wyjąknął, to ona!... Nie mamy tu co robić... Uchodźmy co żywo, na Boga!
Estera stojąc nieruchomie jak posąg, powtarzała:
— To człowiek z Brunoy!... zbrodniarz!... morderca!
Agent wraz z Jerzym, dosięgnąwszy drzwi, wybiegli z pośpiechem, zapomniawszy zabrać latarki na biurku stojącej. Estera stała dalej, jak skamieniała, z wlepionemi oczyma, w leżący u jej nóg niedopalony papier jaki stanowił przed chwilą całą nadzieję Ireneusza Moulin i pociechę zrozpaczonej wdowy.
Po chwili, schyliła się bezmyślnie po niego, jak dziecko po nieznaną sobie zabawkę, a pochwyciwszy go z widoczną radością, ukryła na piersiach, uchodząc z tego obcego dla siebie mieszkania.
Berta pod wpływem przerażenia, drżała jak w febrze, zapytując siebie czyli to wszystko co widziała nie było tylko złudzeniem, i czyli dziwne wypadki na które patrzyła przed chwilą nie pozbawiły ją zmysłów?...
Te straszne myśli, ujawniły się na twarzy dziewczęcia, w jej oczach tyle było obłąkania ile we wzroku Estery, a przerażająca osłupiałość nadawała jej pozór posągu.
Ponura cisza nastąpiła po owym dramacie tajemniczym jaki się odbył w jej przytomności. Milczenie to oraz ponura samotność w jakiej się nagle znalazła przywróciły jej pamięć i świadomość siebie.
— Boże!, wyszepnęła ze łzami, dla czegóż jestem słabym dziewczęciem, niezdolnem do działania? Ci nikczemnicy w mojej obecności okradli Ireneusza, a ja skrępowana okolicznościami nie mogłam im przeszkodzić w dokonaniu zbrodni!... Jakże okropny cios poniesiesz matko moja posłyszawszy, iż tak niefortunnie dopełniłam poruczonego mi zlecenia.