Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/39

Ta strona została przepisana.

— A wyglądałeś na trzynaście. Ani jednego włoska na brodzie.
— A teraz, patrz jak odrasta? odpowiedział nazwany Reniem. Broda nie długo siwieć już pocznie. Przypatrzymy się z bliska odnalazłbyś już w niej nie jeden włos siwy.
— Co chcesz? — rzekł Loupiat, lata biegną szybką a z niemi i życie. Opowiedz że mi, co się z tobą działo od tamtego czasu.
— Wiadomo ci, że Paweł Leroyer był dla mnie nie tylko pryncypałem, ale i opiekunem. Gdym stracił jednocześnie prawie — matkę i ojca, czuwał nademną, jak gdybym był jego własnym synem. Kazał mnie uczyć rysunku do ozdób zastosowanego, i obznajmił jednocześnie z mechaniką.
— Tak; — przypominam sobie — odparł Loupiat. — Wiem, że kochał cię bardzo. Mawiał mi niejednokrotnie, że dumnym jest z ciebie, i spokojnym o twoją przyszłość, boś jest pilnym robotnikiem, człowiekiem inteligentnym, pełnym serca i od wagi.
— Biedny człowiek! — wyszepnął Ireneusz, przesuwając ręką po załzawionych oczach. — Ha! takiego zacnego ojca rodziny zamordowali nikczemni!
Zginęł więc niewinnie, według ciebie?
— Zmarł śmiercią męczennika! — Ruina majątkowa poprzedziła zgon jego, ciągnął po chwili milczenia. Gdy nóż gilotyny spadł na jego głowę, wszystko już było sprzedane przez władzę sądową. Trzeba mi było szukać gdzieindziej zajęcia... Sześć miesięcy przeszło byłem bez roboty. Ach, była ciężka to nędza. Wiadomo ci że nie posiadałem żadnych oszczędności, zacząłem więc oszczędzać na własnym żołądku, i niewiem do czego by przyszło, gdybym się nie był dowiedział wypadkowo, że w Anglji potrzebują do fabryki mechanika francuza.