Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/390

Ta strona została przepisana.

Wyszedłszy z garderoby, zbliżyła się do biurka.
Było ono otwarte.
— Gdym nie mogła ocalić tego drogocennego dokumentu, szeptała z cicha, to ochronię przynajmiej ten jego drobny zasób pieniężny Ireneusza, i zniszczę ową, fałszywie podsuniętą kartkę jaka mogłaby go zgubić.
Przeszukawszy starannie szuflady, zabrała złoto, papiery bankowe, i kopertę ze złamaną pieczątką. Chciała następnie zgasić latarkę, ale zastanowiła się, że ci ludzie mogli by podpatrywać z ulicy, i znikające światło mogłoby nasunąć im podejrzenia. Pozostawiwszy ją zatem, odeszła.
Estera wychodząc, nie zamknęła drzwi za sobą, Berta więc ułatwione miała zadanie. By jednak nie narażać resztek mienia mechanika na ostateczną grabież, zamknęła na klucz te drzwi od wejścia.
Głęboka cichość zaległa dom cały.
Gaz płonął pod sklepieniem sieni coraz ciemniej, w oczekiwaniu napowrót pani Amadis.
O dziesiątej stróż zamknął główna bramę.
Dziewczę schodząc zatrzymało się na ostatnim stopniu schodów, aby ochłonąć z wrażenia, i przytłumić silne bicie serca, poczem zawołała silnym głosem aby jej otworzono.
Drzwi uchylono natychmiast. Berta wybiegła na ulicę.
Burza ucichała w swojej gwałtowności. Milknął huk grzmotów, błyskawice bledszemi się stawały, ale deszcz padał ciągle, nie ustając na chwilę.
Wyszedłszy spojrzała Berta w około niespokojnym wzrokiem. Plac Królewski był zupełnie opustoszałym. Przez mgłę drżącego gazowego światła, ujrzała rysującą się dorożkę 13, jaka ją przywiozła, i oczekiwała na nią od godziny. Zwróciła się więc w tę stronę.
Piotr Loriot przechadzał się pod arkadami nieopodal swoich koni, które pospuszczały smutnie głowy pod nieustanną ulewą.