— Wyjechałeś więc? — zapytał Loupiat.
— Ma się rozumieć. Nie było nic do wyboru pomiędzy śmiercią głodową w Paryżu, lub też zarabianiu na życie ztamtej strony kanału La Manche.
— I zaraz znalazłeś robotę?
— Nazajutrz po moim przyjeździe.
— Przez cały ten więc czas przebywałeś w Anglji?
— Jak gdybyś wiedział, ojcze Loupiat. Najprzód przy miedzi, przez dwa lata, dalej przez pięć lat przy warsztatach, wyrabiających ozdoby, zkąd wyszedłem na zarządzającego fabryką. Śmierć mego pryncypała, Jakóba Poldier, znagliła mnie do opuszczenia warsztatów. Zaczęło tam źle iść wszystko, odkąd kierunek objął zięć zmarłego, który na niczem się nie znał.
— Pracowałeś więc w Londynie?
— Nie! — w Portsmouth.
— Nie znalazłeś tam więc dla siebie innego miejsca?
— Owszem... Kilka fabryk w Londynie i Plymouth, słysząc o mnie, nadesłało mi swoje oferty. Pragnąłem jednak zobaczyć mój kraj rodzinny.
— Paryż wabił cię ku sobie, mój chłopcze, nieprawdaż? zawołał śmiejąc się Loupiat.
— Paryż jest w rzeczy samej nie do pogardzenia, odparł Ireneusz. Miałem wszelako bardziej ważne powody, jakie pociągnęły mnie do Francyi.
Kupiec napełnił winem szklanki.
— Twoje zdrowie chłopcze! — zawołał, a potem!
— Ha! ha! domyślam się, dodał wesoło. Sprawa miłosna; napewno.
— Mylisz się.
— Czy podobna? — To mnie zadziwia... ponieważ jesteś jeszcze młodym, urodziwym, i mógłbyś zawrócić głowę niejednej dziewczynie.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/40
Ta strona została skorygowana.
VII.