Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/407

Ta strona została przepisana.

— Ach! dziecko ukochane... aby ci Bóg pobłogosławił!... zawołała z wzruszeniem pani Leroyer. I cóż zamyślasz uczynić?
— Pomszczę śmierć mojego ojca!
— Ależ to zadanie przechodzące twe siły!... Cóż zdołasz sama wobec tylu wrogów?...
— Sama, nic... bezwątpienia; ale przy pomocy Ireneusza Moulin, mogę zdziałać wiele. Czekać więc będę niecierpliwie na jego uwolnienie.
— Dobrze drogie dziecię!... Może nareszcie przyjdzie upragniona chwila wykrycia morderców, tak gorąco przezornie wyczekiwana. Pójdziemy prosić o tę łaskę Boga, na mogile twojego ojca.
— Na grobie. ojca? pytała Berta z zdumieniem. Czyż ten grób istnieje?
— Tak.
— Gdzież on się znajduje?
— Na cmentarzu Montparnasse, w pobliżu grobu Abla.
— Jakąż nazwę wyryto na kamieniu?
— Żadne. Jeden wyraz jest tam krwawemi zgłoskami wypisany, a mianowicie: „Sprawiedliwość“.
— Tak jak na kopercie którą przyniosłam od Ireneusza?
— Tak.
— Pokażesz mi więc matko ten grób tak drogi dla mojego serca.
— Najchętniej. Gdybym zaś zmarła nie doczekawszy tej chwili, Moulin będzie twoim przewodnikiem.
— Dla czego mówisz matko ciągle o śmierci? Czyż nie pojmujesz jaką mi boleść to sprawia?
— Ach! z każdą chwilą czuję uchodzące życie!... jęknięła wdowa. Tyle przecierpiałam, że nie mam już siły żyć dłużej!...
— Matko!... nie trać nadziei!... zawołała Berta. Dołożę wszelkich starań, by przy pomocy Ireneusza wykryć tych