Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/409

Ta strona została skorygowana.

Berta z rozdzierającym krzykiem rzuciła się na ratunek matki, i w kilka minut ocuciła ją z omdlenia. Niebawem jednak rozwinęła się silna gorączka. Lekarstwo doktora Loriot wkrótce działać zaczęło. Nabrzękłe od łez powieki chorej, do snu się kleiły.
Wobec uśpionej matki, Berta pozostała sama. W sercu dziewczyny krwawy rozgrywał się dramat.
— Skończył się dla mnie mój sen roskoszny!... wyszepnęła. Moje marzenia i pragnienie miłości, muszę wyrwać z serca!... Nie dla mnie miłość... nie dla mnie spokój domowego ogniska. Mój ojciec krwią własną okupił winę innego... a jednak zbrodniarz tamten żyje zapewne, i tryumfuje bezkarnie!... Mnie więc należy nie zasypiać zemsty, nie należy gnuśnieć w samolubnej roskoszy... Wyrzekam się więc wszystkiego dla ciebie mój ojcze!... wołała w najwyższej rozpaczy, wyrzekam się szczęścia... miłości... dopóki nie oczyszczę twojej pamięci, i niepowrócę czci twemu nazwisku!...
Długo siedziała zalana łzami, pogrążona w smutnej zadumie, aż wreszcie zbliżyła się do stolika na którym leżały rozrzucone pieniądze Ireneusza i ów podsunięty nikczemnie list Jerzego de la Tour-Vandieu.
— Schowam go... rzekła po krótkim namyśle. Kto wie czy nie będzie mi kiedy potrzebnym?... A teraz, wyczekuję tylko uwolnienia Moulina, aby co rychlej rozpocząwszy działanie, uspokoić mą matkę.
To mówiąc zgarniała w szufladę przedmioty leżące na stole.
— Ależ ja miałam szal spięty broszką!... nagle zawołała. Co się z nią stało?... czyżbym ją zgubiła w mieszkaniu Ireneusza?... lub może wypadła mi w dorożce? Jakąż to boleść sprawi mej matce!... W broszce była oprawną jedyna fotografia Abla!... Ach! ten wieczór fatalny, same tylko nieszczęścia na nas sprowadził!