Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/418

Ta strona została przepisana.

— Wolno panu... lecz ja w każdym razie mój obowiązek wypełnić muszę. Proszę się więc poddać!... zakończył szorstkim, stanowczym głosem.
Moulin zrozumiał że wszelki opór byłby tu daremnym i pogorszyłby sprawę przy tak ciężkim obwinieniu. Poddając się więc konieczności wyciągnął ręce na które Theifer z widoczną, radością sam zakładał owe haniebne narzędzia.
Chwila ta na biednym niewinnym mechaniku straszne sprawiła wrażenie. Rumieniec oblał mu twarz, łzy zabłysły pod powiekami. Nie zwracając na to uwagi, umieszczono go w dorożce, i ruszono w drogę.
Ireneusz wciśnięty w kąt powozu, — przez całą drogę nie przemówił ani słowa.
O w pół do dziewiątej stanęli na miejscu.
Odźwierna domu przy placu Królewskim pani Bijon, wiedziała o nieobecności nowego lokatora, ale nie przypuszczała na chwilę ażeby został uwięzionym. Przestrach jej był tak wielkim gdy zawezwano ją przed sędziego, że mówić zrazu nie mogła, zwolna dopiero język się jej rozwiązał to wszakże co wiedziała o swym lokatorze, nie mogło mu zaszkodzić.
Zeznała, że Moulin był bardzo porządnym i spokojnym człowiekiem, i że nigdy nie byłaby przypuściła aby należał do oszustów i złodziei...
— Bo też on nie jest ani oszustem, ani złodziejem!... odparł sędzia śledczy.
— Na Boga! wołała przerażona kobieta, zabił więc kogo?
— Nie oskarżają go o to...
— Za cóż więc został uwięzionym?
— Za inne nie mniej ważne sprawy.
Usłyszawszy to, wyobraziła sobie odźwierna, że ów mechanik był jakąś wysoką i bardzo groźną osobistością czuła się więc prawie dumną, że Ireneusz mieszkał w jej domu.