Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/419

Ta strona została przepisana.

Niebawem wszedł Theifer, oznajmując, że przywiózł już więźnia, i oczekuje na dalsze rozkazy; a podczas tego Moulin pilnowany przez dwóch agentów w bramie oczekiwał.
Sprowadzono go natychmiast, i rozpoczęto poszukiwania.
Spostrzegłszy wchodzącego odźwierna, rzuciła się ku niemu za powitaniem, a pochwyciwszy za rękę, spostrzegła łańcuchy.
— Na Boga! w cóż to pana ubrano? krzyknęła usuwając się z przerażeniem.
— Ha! jak pani widzisz!... odrzekł z goryczą. Moulin, przystrojono mnie jak zbrodniarza!... a zwracając się do sędziego:
— Zaklinam pana na wszystko!... rzekł, oszczędź mi wstydu i poniżenia!... Przysięgam, że wam nie ucieknę!...
Sędzia polecił uwolnić ręce obwinionemu, co Theifer spełnić musiał, lubo z widoczną niechęcią.
— Czy zawezwano już ślusarza? pytał dalej sędzia.
— Do otworzenia drzwi?
— Tak; podsądny utrzymuje albowiem, że zgubił klucz od mieszkania.
— Wszakże dwa panu dałam panie Moulin.
— Drugi schowałem w biurko, odparł Ireneusz mówiła odźwierną.
Na dany znak przez Theifera, jeden z agentów pobiegł szybko, i wrócił w kilka minut wraz ze ślusarzem, z którym udano się razem na górę.
Theifer osłupiał prawie z podziwu zastawszy drzwi na klucz zamknięte. Gdy po otwarciu ich wytrychem, weszli wewnątrz mieszkania rzucił badawczym wzrokiem w około siebie. Moulin toż samo uczynił, i dostrzegł z wielką radością, że wchodzono tu, podczas jego nieobecności. Uchylone drzwi do garderoby, rozpraszały wszelką wątpliwość.
— A więc pani Leroyer, pomyślał, wypełniła punktualnie zlecenie, zabrała list i pieniądze.