Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/420

Ta strona została przepisana.

Na twarzy mechanika, zajaśniała radość. Theifer dostrzegł tę zmianę, ale zbadać nie mógł przyczyny.
— Czy pan znasz cel naszej tutaj bytności? zapytał więźnia. Oskarżono pana o stosunki z wichrzycielami zamieszkałemi w Anglji i we Włoszech. Oszczędź nam pan więc daremnego trudu... Zjednaj sobie sędziego szczerem wyznaniem winy, a wszystko skończy się dobrze.
— Ależ na Boga!... odrzekł Ireneusz spokojnie, nie mogę w żaden sposób zadowolnić panów. To co mówiłem wczoraj sędziemu śledczemu, dziś panu powtórzę. Jestem ofiarą, jakiejś mistyfikacyi czy pomyłki nieodgadnionej dla mnie lecz nie mniej fałszywej. Sprawami tego rodzaju jak pan mówisz nie zajmowałem się nigdy, ani tu, ani za granicą, i nie należałem do żadnych pokutnych stowarzyszeń. Od lat osiemnastu jak opuściłem Paryż, nie zachowuję z nikim żadnych stosunków, ani prowadzę korespondencyi. Zadowolony z obecnego położenia rzeczy nie żywię niechęci dla nikogo. Oto najczystsza prawda!... Widzę wszelako, że mi panowie nie wierzycie. Oskarżenia dokonała widocznie jakaś przebiegła a wroga mi osobistość, która zestawiając fałszywe pozory zachwiała waszą wiarę, a mnie zgubić pragnęła. Chcecie panowie koniecznie dowieść mi kłamstwo?... nie jestem w stanie temu przeszkodzić... Szukajcie!... upewniam was jednak, iż nic nie znajdziecie takiego coby wasze poderzenia potwierdzić mogło!...
— Gdzież są, pańskie papiery? zapytał komisarz.
— Te, które posiadam, a nie jest ich wiele, ułożone są, w szufladzie mojego biurka, w sypialnym pokoju.
— A gdzież ten pokój?
— Na prawo.
— Idźmy więc.
Theifer będąc pewnym, iż tam zastanie włożony przez księcia Jerzego karteczkę, cieszył się mówiąc w myśli do siebie: