Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/43

Ta strona została przepisana.

— I cóż?
— Nie odpowiedziano mi wcale. Pani Leroyer być może umarła, a może wyjechała z Paryża.
— Dla czego tak koniecznie usiłujesz ją odnalesć?
— Bo jest mi potrzebną.
— Co czego?
— Ażeby wzięła udział w sprawie rehabilitacji pamięci swojego męża, który głową, przypłacił zbrodnię przez innego spełnioną.
— Masz więc to stałe, niezbite przekonanie, że Paweł Leroyer zginął niewinnie?
— Jakto... mógłżebyś na chwilę mniemać inaczej?
— Posłuchaj! — było tam „za“ i „przeciw“, rzekł Loupiat. To pewna, że powątpiewałem aby był zdolnym popełnić morderstwo, ten, którego znałem uczciwym, zdolnym robotnikiem, dobrym ojcem i mężem. Mimo, że zatopił cały majątek w swych wynalazkach mechanicznych, niemogłem przypuścić ażeby nędza zrobiła z niego zbrodniarza, mordercę swego bliskiego krewnego. Wszelako wreszcie trzeba mi było uwierzyć tak jak sędziom w przekonywającą oczywistość dowodów.
— Och! wykrzyknął Ireneusz, ta oczewistość wielekroć bywa zwodniczą! — Była ona bezlitosną dnia tego!
— Jest to twoją niezłomną ideją?...
— Tak! przysiągłbym, że stary doktór nie przez swego synowca został zamordowany na moście Neuilly!
— Przez kogóż więc? Należałoby poznać i odkryć zbrodniarzy...
— Ja ich wyśledzę i poznam!
— Zuchwałe przedsięwzięcie zaiste!
— Jakie do pomyślnego rezultatu doprowadzę, i wrócę cześć nazwisku Pawła Leroyer, który ojcem był dla mnie!
— Daj Boże aby ci się to udało...
— Uda się, udać się musi, a na intencję tego, każ przynieść drugą butelkę wina.