Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/433

Ta strona została skorygowana.

Dziewczyna milczała pochyliwszy głowę.
— Przypuszczając nawet, co, mi się nie zdaje być prawdopodobnem, że burza przestraszyła chorą, mówił Edmund dalej, to i w takim razie dostateczną byłaby obecność pani aby ją uspokoić... Pani jednakże nie było w domu!...
— Bardzo ważna przyczyna zmusiła mnie do wyjścia, wyjąknęło zmięszane dziewczę.
— W rzeczy samej... bardzo to ważna jakaś musiała być przyczyna która znagliła córkę do odstąpienia umierającej matki, odparł z szyderstwem Loriot. Wszakże powiadomiona przezenmie wiedziałaś pani, że jej nieobecność przy chorej, otwiera drogę wszystkim złym następstwom.
— Nieobecność moja trwała bardzo krótko...
— Tak... około trzech godzin.
Berta spojrzała zdumiona na mówiącego. Zkąd on mógł wiedzieć to, o czem jak sądziła nikt w świecie nie wiedział?
— Byłaś pani do tego stopnia roztargnioną wracając, mówił Edmund dalej, żeś pozostawiła w dorożce przedmiot bardzo drogi dla siebie, jaki ci zwracam obecnie.
Tu drżącą ręką podał dziewczęciu medaljon znaleziony przez Piotra Loriot w dorożce.
— Mój medaljon! zawołała Berta chwytając go żywo.
— Widzisz więc pani, że wiem o wszystkiem, ciągnął smutnie dalej. Wczoraj chciałaś mnie pani w błąd wprowadzić, opowiadając o jakiejś wykończonej na obstalunek pilnej robocie... Ja jednak mniej łatwowierny aniżeli jej matka, złudzić się nie dałem!...
— Jak to mam rozumieć... co znaczą te słowa? pytało spłonione oburzeniem dziewczę.
— Cóż bowiem ja mogę sądzić o młodej dziewczynie która na czas kilko godzinny odstępuje umierającą matkę? kończył z westchnieniem. Bierze ona dorożkę, każe się wieść w oddaloną część miasta, gdzie obawiając się być śle-