Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/434

Ta strona została przepisana.

dzoną, podaje stangretowi niedokładny adres, i wślizguje się chyłkiem do innego domu. Tam spędza trzy godziny czasu, zapominając o całym świecie, o matce konającej prawie, i wszystkich ciążących na sobie obowiązkach!... Wracając, temiż samemi otacza się ostrożnościami, zamiast kazać zajechać przed dom przez siebie zamieszkiwany, każe się zatrzymać dorożce bliżej pod 15-ym numerem... Tak!... skoro się niema tajemnicy, na co te ostrożności? Jak możesz więc żądać pani ażebym ci wierzył?.
Berta słuchała nieruchoma jak posąg, z wlepionym spojrzeniem w młodzieńca, z przytłumionym oddechem. Silny rumieniec wystąpił na jej twarz bladą, podczas gdy mówił Edmund, a skoro zamilkł:
— Boże! zawołała, przykładając ręce do czoła z ruchem obłąkanej, ależ to straszne!... przerażające!... Oskarżają mnie... posądzają... i to on... on... właśnie!...
— A więc... tak! odrzekł Loriot, ja panią oskarżam... ja!... który cię kochałem... nad życie!... och!... wiesz o tem dobrze!... Ja!... który ci oddałem mą duszę, i marzyłem niestety w snach złudnych, o nadaniu ci mego nazwiska. Biedny zaślepieńcze!... budowałeś gmach swego szczęścia na piasku ruchomym, pierwszy podmuch wichru, rozsypał go w gruzy!...
— Boże!... mój Boże!... powtarzała Berta łkając boleśnie.
— To, co ja cierpię od kilku godzin, słowem wypowiedzieć się nie da, powtarzał smutno. Pani tego pojąć nie jesteś w stanie, a jednem słowem mogłabyś wszelkie rozpruszyć zwątpienie. Berto, zaklinam... powróć mi wiarę w siebie!... Często pozory mylą... Wytłumacz się, usprawiedliw, błagam cię o to!... Powiedz w jakim celu jeździłaś na plac Królewski wczoraj wieczorem?
Biedną dziewczynę łzy dławiły prawie. Nigdy położenie nie było straszniejszem. Zbolałe jej serce walczyło między miłością a obowiązkiem. Powinność, słowo dane matce, niedozwalało jej wyjawić Edmundowi rzeczywistego swego