Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/44

Ta strona została przepisana.

Loupiat podniósł się. ażeby zadość uczynić żądaniu gościa, a w chwili gdy wracał, zbliżając się ku mechanikowi, posłaniec publiczny ukazał się w progu sali, wzrokiem wyraźnie kogoś szukając.
Ireneusz skinął nań ręką.
— Otóż osobistość wysłana na zwiady przezemnie szepnął do Loupiata, a zwróciwszy się do posłańca:
— No! przynosisz mi jaką wiadomość? zapytał.
— Nie panie.
— A dziś rano miałeś nadzieję, że coś odnajdziesz?
— Tak; chodziłem w to miejsce, gdzie byłem przekonany, że o czemś się dowiem, lecz był to ślad zwodniczy. Powiedziano mi, iż rzeczywiście taka wdowa z synem i córką, wszystko troje w wieku jak pan oznaczyłeś, zamieszkiwali ten dom, ale niestety, nie nazywali się Leroyer...
— A jakież ich nazwisko?
— Monestier.
— Wdowa ze względu na straconego pod gilotyną, zmieniła je może, rzekł Loupiat.
— Masz słuszność; odparł Ireneusz; a zwróciwszy się do posłańca: Pytałeś się o imiona córki i syna zamieszkujących przy tej matce? zagadnął.
— Zaraz, mam je tu napisane, rzekł tenże, i sięgnąwszy do kieszeni, wydobył pugilares. Nazywali się Ludwik i Berta, odparł czytając!
— Ludwik i Berta!.. wykrzyknął z radością mechanik; to oni! to oni! — Miałeś rację ojcze Loupiat, ta nieszczęśliwa kobieta ze względu na swoje dzieci zmieniła nazwisko. Nie dano ci świeżego adresu jej mieszkania? pytał posłańca.
— Nie! — lecz przyrzeczono mi jutro dostarczyć wskazówek jakie na dobrą drogę mnie poprowadzą.
— A zatem jutro pójdziemy razem, i przy Bożej pomocy odnaleść ich musimy.