Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/445

Ta strona została przepisana.

— To prawda!... odparł smutno Jerzy. Ciężka do zwalczenia przeszkoda.
— Możnaby się w ten sposób urządzić, rzekł agent po chwili namysłu. Wasza książęca mość mógłby parę razy na tydzień zakradać się w nocy do swego pałacu, przeczytać wszystkie listy, i napowrót zalepić je w kopertach. Nieobecność księcia będzie wszystkim wiadomą, a owa pani Klaudja Varni, nie da o ile sądzę długo oczekiwać na siebie. Jakże się podoba mój projekt?
— Nad wyraz!... Będę miał ustronne mieszkanie z którego rzadko kiedy na świat się wychyla. W zamian ty panie Theifer, będziesz mi donosił o wszystkiem.
— W dodatku, nauczę waszą książęcą mość robienia pewnej sztuki, którą nazywamy „charakteryzacją twarzy“, a która tak zmieni oblicze, że książę będzie mógł nawet wychodzić w dzień biały nie będąc poznanym.
— Wybornie!... zawołał z radością pan de la Tour-Vandieu. Idź pan zaraz i wynajmij u mego notarjusza pawilon przy Uniwersyteckiej ulicy, rozumie się pod fałszywym nazwiskiem, i zapłać z góry za sześć miesięcy.
— Jest to zupełnie niepotrzebnem. Do całej tej sprawy notarjusz mięszać się nie powinien, ani o niej wiedzieć. Gdyby o tem posłyszano, że pawilon jest wynajęty, nie jednemu przyszła by chętka zobaczenia nowego lokatora. Posunięto by się może nawet do szpiegowania... Ścisła tajemnica zachowaną tu być powinna.
— Masz słuszność zupełną.
— Czy ten pawilon jest umeblowany?
— Tak.
— Zrobimy więc z niego chwilowe schronienie gdyby okazała się tego potrzeba. A co do mieszkania, czy książę sobie życzy abym mu wynalazł takowe?
— Prosiłbym cię o to... ale w dzielnicy w której mnie nikt nie zna.