Okna jadalni wychodziły na ogród zacieniony staremi rozłożystemi drzewami, których wierzchołki sięgały aż do drugiego piętra.
— Bardzo mi się tu podoba, rzekł Jerzy, lubię kwiaty i drzewa. Siedząc po całych dniach w domu, będę przynajmniej oddychał świeżem powietrzem.
— Byłem pewny, że będziesz zadowolonym, rzekł Theifer. Jutro przyniosą, ci meble, a pani Randeau jako porządna gospodyni, zajmie się ich ustawieniem i usługą u ciebie.
— Z całą gorliwością odparła kobieta. Jestem przekonaną, że pan na moją opieszałość uskarżać się nie będzie.
— Na początek, przyjm pani to odemnie, rzekł Jerzy, wsuwając w rękę odźwiernej luidora.
Pani Randeau oniemiała z podziwu, dziękowała za datek tak hojny z nieukrywaną radością i wręczając klucz od drzwi głównych swojemu nowemu lokatorowi.
— Oto klucz od drzwi frontowych, wyrzecze, możesz pan wchodzić i wychodzić kiedy się podoba. Nikt pana śledzić nie będzie, bo nie będziesz miał żadnych sąsiadów. Dzielnica jest spokojna, dom także. Nigdy nie zdarzyła się tu kradzież, ani pijatyka... Prawdziwy raj ziemski, przekonasz się pan o tem.
Nazajutrz około południa, mieszkanie Jerzego było już umeblowanem. O czwartej, kazał odwieść swe kufry na Ljońską drogę żelazną, a pożegnawszy się obojętnie z przybranym swym synem wsiadł do karety rozkazując podążać na stację.
Po zniesieniu kufrów do sali bagażów służba księcia wróciła do pałacu.
W pół godziny potem, pan de la Tour-Vandieu odebrał rzeczy ze stacyi, i w wynajętej dorożce przewiózł je do swego mieszkania przy ulicy Pot-de-Fer, gdzie odtąd się ulokował pod nazwiskiem Fryderyka Bérard.
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/450
Ta strona została skorygowana.