Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/456

Ta strona została przepisana.

— A jak tłumaczy swoje zaaresztowanie?
— Mówi, że oskarżył go fałszywie przez zemstę, jeden z jego towarzyszów.
— Jak się nazywa ten więzień przez pana protegowany?
— Nazywa się Jan-Czwartek.
— Jest to przydomek czy nazwisko?
— Nazwisko, nie posiada innego będąc porzuconym sierotą... Znaleziono go w dniu świętego Jana, we Czwartek, w polu, nad rowem.
Słysząc to Henryk de la Tour-Vandieu drgnął lekko. I on wszakże mimo wysokiego jakie obecnie zajmował stanowiska, był wychowańcem domu podrzutków, człowiekiem bez nazwiska.
— Jest to okoliczność wiele łagodząca winę, w moim przekonaniu, rzekł do Ireneusza. Te nieszczęśliwe istoty przychodzące na świat z piętnem występku, nie spotykają nigdy dobrej rady, nie widzą dobrych przykładów!... Rzadko kiedy spotykają życzliwą rękę któraby niemi kierować zechciała, a nigdy kochającego serca!... Zobaczę się z pańskim protegowanym.
— Dziś... panie? Henryk spojrzał na zegarek.
— Tak, dzisiaj... odrzekł, każę go natychmiast przywołać.
— Wynagrodzenie za tę sprawę, raczy pan adwokat przyjąć odemnie.
— Dobrze... dobrze! — odparł uśmiechając się młodzieniec. Pomówimy o tem później. Możesz liczyć na mnie mój przyjacielu... Wydajesz mi się być uczciwym człowiekiem.
— Przekonam pana adwokata, iż w sądzie o mnie niepomylił się...
Henryk zadzwonił. We drzwiach ukazał się strażnik dla odprowadzenia Ireneusza.