Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/457

Ta strona została przepisana.

— Pragnąłbym się widzieć z Janem Czwartkiem: rzekł do niego młody adwokat.
— Przyprowadzę go natychmiast, odrzekł, i wyszedł z Moulinem.
— Jestem pewny, rzekł do siebie Henryk po ich odejściu, że ten biedny człowiek jest ofiarą gorliwości policji. Agenci chcą się odznaczyć w swej służbie, za jaką bądź cenę. Mechanik ten przybył z Anglji, gdzie jest siedlisko wichrzycieli; czyż to nie dosyć ażeby wzbudzić podejrzenie? Aresztują go więc; jeśli okaże się winnym dobra z niego zdobycz, jeżeli nie, tem gorzej dla niego!... Ha! zapominacie, moi panowie, że tym nieszczęśliwym służy prawo obrony...
W tej chwili, drzwi otworzono. Strażnik wprowadził Jana-Czwartka.
— Oto więzień, z którym pan żądałeś się widzieć panie adwokacie, rzekł popychając Jana na środek sali, i zamykając drzwi za nim.
Jan Czwartek ukłoniwszy się, podszedł do młodzieńca. Przypominamy sobie, że nazwisko adwokata wygłoszone przez Renaud’ego, mocno go zajęło. Pamiętał bowiem, że notarjusz „Gęsie pióro“, mówił o jakimś dygnitarzu noszącym to miano, który pisał list do niego, dwadzieścia lat temu, jaki według jego przekonania wywołał ową zbrodnię na moście de Neuilly.
Z zamiarem więc rozpoczęcia ukrytego śledztwa w tej sprawie, Jan-Czwartek uprosił Moulin’a o wezwanie tego n nie innego adwokata do wspólnej obrony ich obu.

IX.

Wchodząc w próg „parlatorjum“ stary rzezimieszek spojrzał bacznie na młodego adwokata, który również badawczo przyglądał się fizjognomji nowo przybyłego.