Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/471

Ta strona została przepisana.

— Tak lękam się, w rzeczy samej, odparł rzezimieszek.
— A więc nie jesteś tak pewnym siebie jak przed tem?
— Nie jestem!... mruknął ponuro.
— Dla czego?
— Bo gnębią mnie złe przewidywania i cały świat czarno mi się przedstawia.
— Ale przecie nie popełniłeś kradzieży o której cię oskarżono?
— Co to znaczy!...
— Możesz się usprawiedliwić gdzie znajdowałeś się natenczas, masz wiarogodnych świadków do poparcia swej sprawy...
Jan-Czwartek wzruszył ramionami.
— Wszystkie te dowody, a „nic“ to jedno, jeżeli sędziowie nie zechcą wierzyć tym moim świadkom. Ten szelmowski poprzedni wyrok mnie zabija!... Po raz drugi już siedzę w więzieniu, i to mnie przestrasza!...
— No... no! nie trać odwagi, rzekł uśmiechając się Moulin. Mamy przed sobą jeszcze dużo czasu, możemy zjeść śniadanie.
— Dziękuję! — jeść mi się niechce.
— To może wypijesz szklankę wina?
— Wino czerwone, zgoda! To rozpędza smutne myśli.
Każdy z więźniów jakżeśmy o tem wspomnieli, miał prawo zażądać butelki wina w bufecie byle tylko za nią zapłacił.
Za pierwszą więc szklanką poszła druga a za drugą trzecia.
Przy trzeciej, Jan-Czwartek będący naczczo, a obok tego rozdrażniony niepokojem zaczął się ożywiać i rozweselać. Mimo, że mocną miał głowę, wino poszło mu do mózgu. Zrobił się tak rozmownym o ile był z początku milczącym, i Ireneusz pomyślał, iż może mu się uda wyciągnąć jaką ko-