Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/476

Ta strona została przepisana.

Po badaniu trwającem blisko godzinę, nastąpiły wnioski prokuratora. Były one jak to przewidzieć się dało, surowe i pognębiające.
Prokurator rzucał gromy na owych ludzi niebezpiecznych, robiących sobie z zawichrzeń społecznych cel życia, rujnujących podstawy państwowe, rzucających się zuchwale na władzę, bez której kraj popadłby w chaos i zamieszanie; paraliżujących przemysł i handel, rozsiewających popłoch nietylko po miastach, ale i w ustronnych zakątach wiejskich, wystawiających wreszcie kraj za nieufność i podejrzenia całej Europy. Zakończając swą mowę, żądał najsurowszego zastosowania praw względem podsądnego.
Ta mowa napuszona, pełna pastyl frazesów, zwiększyła niepokój Berty, a podziałała jak balsam gojący na rozdrażnione nerwy księcia Jerzego.
Spojrzenia wszystkich zwróconemi teraz były na Ireneusza Moulin, studjując bacznie jego fizjognomję. Nie widniał na niej najmniejszy ślad niepokoju; lekko szyderczy wyraz ożywił jego oblicze.
— Ileż to słów daremnie wygłoszonych z mojej przyczyny, myślał uśmiechając się. Niech sobie gadają, nie potrafią uczynić mnie winnym.
Obrońca ma głos, przemówił prezydujący.
Henryk de la Tour-Vandieu powstał z ławki.
Jerzy zbladł jak ściana, dreszcz wstrząsnął nim od stóp do głowy.
— On?... on!... wyszepnął. On obrońcą mojego śmiertelnego wroga?... Zgębionym bez odwołania!...
Uniósł się na ławce by powstać, lecz sił mu zbrakło, upadł z ciężkością na miejsce.
Młody adwokat głos zabrał.
Obrona jego była krótka, ale logiczna i pełna zapału.
Unikając szczegółów któreby mogły zadrasnąć miłość własną prokuratora, wydobył prawdę z pod osłon, pod któ-