Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/48

Ta strona została przepisana.

— A raczej w knajpie pod Maczugą... nieprawdaż? i nazywasz się Klaudjusz Landry zwany inaczej „Szpagatem“.
— Ależ panie komisarzu... jąkał bandyta, osłupiały, że go znają tak dobrze.
— Właśnie to ciebie poszukiwałem ptaszku i aresztuję cię!...
— Nie! to niepodobna!... To nadużycie!.. Nic nie zrobiłem... Protestuję najmocniej.
— Wytłumaczysz sędziemu śledczemu zkad pochodzą zegarki jakich tyle znaleziono na spodzie zawiniątka przy dokonanej rewizji w twoim pokoju.
— Okuć mi tego łotra w kajdany, zawołał komisarz zwracając się do agentów, a gdyby się opierał skrępować powrozami. Jest to niebezpieczne indywiduum.
Szpagat zgrzytnął zębami, i zacisnął pięści.
— Pierwszego który się do mnie zbliży, zadławię lub zabiję! krzyknął z wściekłością. I wydobywszy z kieszeni sztylet, wzniósł go nad swą głowę.
Otaczający go policjanci zawachali się i cofnęli.
Komisarz dał im przykład odwagi.
— Co? — obawiacie się tego nicponia? zawołał wzruszając ramionami. Jako sługa sprawiedliwości idę przeciw niebezpieczeństwu, jak żołnierz.
To rzekłszy szedł naprzeciw Szpagata.
— Nie zblizaj się pan!..! ryknął tenże, bo uderzę.
Tak spokojny jak w chwili wejścia do sali, komisarz naprzód z odwagą! Szpagat rzucił się ku niemu ze wzniesioną ręką, mając cios zadać za chwilę.
Niebezpieczeństwo śmierci groziło komisarzowi, gdy jakiś mężczyzna przeskoczywszy przez stoły, pochwycił z tyłu rozbójnika, otoczył go lewym ramieniem, prawą ręką wyrywając mu sztylet.