Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/482

Ta strona została przepisana.

Zdawało mu się, że wino zdoła mu przywrócić równowagę, a zatem Ireneusz dolewał mu go bezustannie, a sam nic nie pił prawie, trącając się próżnym kieliszkiem ze swoim kolegą.
Po wypróżnieniu pierwszej butelki oczy starego rzezimieszka nagle się zaiskrzyły. Zrobił się rozmownym, wesołym.
— Miałeś słuszność przyjacielu, wybełkotał ochrypłym głosem, osiem dni, to fraszka!... to prędko przeminie, szczególnie jeżeli mi dasz trochę pieniędzy. Będę chodził do bufetu, dla skrócenia sobie czasu.
Ireneusz położył przed nim luidora.
— Masz! — odrzekł, ale to nie darowizna rozumiesz? tylko pożyczka. Oddasz mi jak zrobisz „interes“.
— „Interes!“ powtórzył Jan. Głupstwo!... Przecież i ty należysz do tego „interesu“. Jużem ci powiedział, że mi potrzeba właśnie takiego jak ty młodzieńca, w porządnym ubraniu, któryby się umiał gładko wysłowić, takiego jak ty, eleganta. Podzielimy się jak bracia... Skoro tylko odnajdę ową kobietę i tego jegomości, dosyć nam będzie powiedzieć: „Dawaj“, ażeby mieć pieniądze... Ho!... ho... to kura co będzie nam znosić złote jaja!...
Ireneusz spostrzegł, że Jan-Czwartek już „dojrzał“ należycie, i że nadeszła chwila zwierzeń.
— A ha!... odrzekł, to tam w grę wchodzi i jakiś jegomość?
— Rozumie się, że nie inaczej.
— Dotąd mówiłeś mi tylko o kobiecie?
Jan-Czwartek wychylił duszkiem szklankę napełnioną po brzegi, pokiwał głową, i zaczął:
— Mówiłem... i będę mówił o niej. Trudno, albowiem wszystko odrazu wypowiedzieć... Kobietę, znalazłem, i djabelnie by mnie to zdziwiło, gdyby mnie w tym razie spotkała pomyłka. Była to kiedyś śliczna dziewczyna, i do obecnej