chwili nie zmieniła się prawie. Tak dobrze wygląda, że trudno mi uwierzyć aby to była ona. Chciałbym więc właśnie to sprawdzić. Tak samo i co do tego jegomości... Ale... ale!... znasz ty „notarjusza?“
— Nieznam.
— A „Gęsie-Pióro“.
— I tego nie znam.
— Bo gdybyś znał jednego, znał byś i drugiego jest to albowiem jeden i tenże sam człowiek... Otóż uważaj... mnie się zdaje, że notarjusz pomylił się co do tego jegomości. Tyle jest nazwisk jakie się zaczynają od tych samych liter, nieprawdaż? Zresztą, zobaczymy. Ja jego poznam, chociażby w piekle!... Miałem go właśnie przyłapać, gdy mnie przytrzymano... wskutek denuncjacji tego nicponia Szpagata. Nie ujdzie mu to na sucho... bądź pewny! Zresztą da się to jeszcze naprawić, niech tylko znam tego starego, to interes pójdzie jak z płatka!
Jan-Czwartek poczynał bredzić jak widzimy, pomimo to jednak, wśród bezładu myśli snujących się po jego oszołomionym mózgu, można było dopatrzeć ślad głównie ułożonego planu.
— A ha! — więc tu naprawdę chodzi o jakąś ważną tajemnicę? zapytał Ireneusz.
— Cicho!... nie gadaj tak głośno, załóż sobie knebelek na usta, mój stary... szepnął rzezimieszek. Tak!... chodzi tu o bardzo ważną tajemuicę, a chociaż nie można tych zbrodniarzów wsadzić do więzienia, bo odtąd minęło już lat dwadzieścia, będą się obawiali skandalu, bo to mówię ci wielcy panowie, i będą musieli tak tańczyć jak ja im zagram. Pamiętaj co mówię... Sam się przekonasz o prawdzie. Ha! ha dodał po chwili, zobaczysz jak będą w około mnie skakali!...
— Dwadzieścia lat mówisz, minęło!... powtórzył z niepokojem Moulin. A więc ta zbrodnia została popełnioną przed dwudziestoma laty?
Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/483
Ta strona została skorygowana.