Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/488

Ta strona została przepisana.

— Pan wiesz4 o wszystkiem, nieprawdaż? zapytała. Moja matka... moja biedna matka nie żyje!... I zalała się łzami a łkanie gwałtowne wybiegło z jej piersi.
Ireneusz płakał także. Po chwili jednak zapanował nad swoim wzruszeniem i zbliżywszy się do dziewczyny, ujął jej ręce.
— Odwagi!... pani. rzekł, odwagi!... Wiem, że jej pani potrzebujesz wiele... Bóg ciężko doświadcza ciebie!
— Och! bardzo ciężko... powtórzyła Berta.
— Wszak jeśli teraźniejszość jest smutną, zaczął po chwili, przyszłość nam za to przynieść może pociechę.
— Przyszłość? odpowiedziała sierota z westchnieniem; ta przyszłość będzie pokryta żałobą, dopóki nie zostanie zmytą krwawa plama, która hańbą przeszłość okrywa.
Ireneusz spojrzał zdumiony.
— Dziwią pana moje słowa? zapytała Berta.
— Tak; bo nie wiedziałem... I przerwał niedokończywszy zdania.
— Niewiedziałeś pan że mi jest wiadomą ta okropna tajemnica? dokończyła dziewczyna. Moja matka czując zbliżającą się chwilę śmierci, opowiedziała mi wszystko... Nie mogąc pójść sama, złożona chorobą, mnie posłała do pańskiego mieszkania po kopję owego listu, w którym znalazłeś pan dowód, że mój ojciec postradał życie za zbrodnię przez innych spełnioną.
— Ten więc list, dzięki Bogu jest w pani rękach? wykrzyknął z radością mechanik. Za pomocą tego
listu, odnajdziemy winnych... z tym listem w ręku będziemy mogli przekonać sędziów, o niewinności twojego ojca, zażądać powrócenia czci jego nazwisku, i otrzymać zadośćuczynienie; ale niestety prawdziwych sprawców zbrodni nie uda nam się postawić przed sądem, bo przedawnienie tej sprawy zapewnia im bezkarność!...