Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/489

Ta strona została przepisana.

— Podczas tych słów Moulin’a Berta pochyliła smutnie! głowę.
— Tak... odpowiedziała, mogliby to uczynić, gdybyśmy ten list mieli w posiadania.
— Pani więc go niemasz? zapytał żywo mechanik.
— Niemam.
— Cóż się z nim stało? Gdzie on jest...
— Spalono go w moich oczach, wyjąknęła z boleścią.
Ireneusz zbladł nagle.
— Spalono go?... powtórzył.
— Tak.
— Któż go spalił?
— Dwóch nędzników, którzy w chwilę po moim przyjściu dostali się do pańskiego mieszkania widocznie w tym celu ażeby wyszukać tego listu i zniszczyć go.
— Wiedzieli więc o jego istnieniu?
— Zapewne, bo poszli wprost do szuflady biurka w której był ukrytym.
— Boże!... co to wszystko znaczy? zawołał Moulin chwytając się za głowę. Zdaje mi się, że oszaleję:... Słucham a nic nie rozumiem... Wytłumacz mi to pan... Błagam opowiedz mi wszystko!...
Berta, przerywanym głosem, opowiedziała szczegóły znane już czytelnikom. Ireneusz słuchał z przerażeniem opowiadania o tym dziwnym dramacie odegranym w jego mieszkaniu.
— Dwóch ludzi?... wyjąknął po chwili; weszli oni do mnie. mówisz pani, i zabrali ten list?...
— Tak; i powtarzam panu, że naprzód wiedzieli gdzie szukać go mają.
— A pani nie znasz żadnego z tych mężczyzn?
— Żadnego.
— Nigdy ich pani nie widziałaś?
— Nigdy!...