Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/491

Ta strona została przepisana.

— Jana-Czwartka? powtórzyła Berta.
— Tak!
— O kim pan mówisz?... Kto jest ten Jan-Czwartek.
— Wytłumaczę pani wszystko, ale muszę się trzymać jakiegokolwiek porządku. Środki do jakich uciekają się nasi wrogowie są dowodem, że chcą mnie zgubić, chociażby nawet najbardziej zbrodniczym sposobem. Widocznie więc wiedzą jaki jest mój cel i aby uniknąć otwartej walki chcą mnie się pozbyć... usunąć mnie. Otóż ta kartka podłożona przez nich, może stać się kiedyś groźną bronią na tych łotrów, którzy mi ją sami w ręce podali. Służy nam ona za ostrzeżenie... Miejmy się zatem na baczności, bo nieufność starczyć nam może za puklerz. Nie jesteśmy od nich silniejszemi, bądźmy więc zręczniejsi!...

XV.

— A teraz pomówmy o tej kobiecie, o której pani wspomniałaś, zaczął Ireneusz po chwili milczenia. Czy pani sądzisz, że ona jest — wspólniczką tych obu zbrodniarzów.
— Nie... nie! odpowie Berta. Jej dziwne zachowanie się i mowa, zdają się dowodzić, że jest obłąkaną.
— Obłąkaną? powtórzył Moulin.
— Zupełnie na to wygląda.
— Jest blondynką, wysokiego wzrostu, nie pierwszej młodości, ale jeszcze bardzo piękna?
— Opisałeś ją pan dokładnie.
— I cóż mówiła?
— Tego panu dosłownie powtórzyć nie mogę. Spostrzegłszy, że ci dwaj ludzie rabują pańskie biurko, zaczęła krzyczeć rozgniewana. Wymawiała szybko jakieś wyrazy