Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/493

Ta strona została przepisana.

— Nieszczęściem znajdowało się tam tylko imię chrzestne. Ha! gdyby było nazwisko, mielibyśmy już w ręku oboje nędzników, bo wszak Klandja groziła temu człowiekowi mniej więcej w te słowa: „Przyjadę niezadługo do Paryża, i postanowiłam zobaczyć się z tobą... Miałżebyś zapomnieć o naszej umowie?... Nie sądzę. Gdyby cię jednak pamięć zawiodła, dość będzie dla przypomnienia przeszłości przytoczyć ci te słów kilka: „Plac Zgody“... „Most zwodzony“... „Most Neuilly“... „Noc dnia 24 Września 1837 r. Mniemam, że to będzie niepotrzebne... wszak prawda? Klaudja twoja dawna kochanka, będzie przyjęta przez ciebie jak stara, dobra przyjaciółka“.
— Powtarzam to wszystko z pamięci, dodał Ireneusz, wszak mogę zaręczyć, że mówię dokładnie. Ten list, był zbyt wyraźnym abym mógł powątpiewać o jego znaczeniu.
Chodziło widocznie o tę zbrodnię, której ofiarą padł dziadek pani, doktór Leroyer.
Berta głęboko westchnęła.
— I postradaliśmy dowód tak ważny!... odparła smutno. Ach! jakaż fatalność ściga nieszczęsną moją rodzinę!...
— Zwalczymy fatalność... Odwagi!... nadziei. List tak drogocenny przepadł nam wprawdzie, ale za to, mamy Jana-Czwartka.
— Któż jest ten Jan-Czwartek? zapytała Berta.
— Więzień.
Dziewczyna wzdrygnęła się ze wstrętem.
— Zrobiłem z nim znajomość w Batignolles w pewnej knajpie, mówił dalej mechanik, a potem spotkałem go poraź drugi w więzieniu świętej Pelagji.
— I pan zamierzasz wezwać pomocy takiego człowieka?
— Czemuż by nie? Czyliż potrzeba mieć koniecznie szacunek dla narzędzia którem się posługujemy?
— Czegóż więc pan spodziewasz się od niego?