Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/494

Ta strona została przepisana.

— Bardzo wiele. Niektóre jego słowa naprowadzają mnie na domysł, że Jan-Czwartek posiada pewną tajemnicę, a pomiędzy tą naszą i jego tajemnicą, zachodzi pewien związek. Starałem się go wybadać, lecz miał się na baczności, i nie wydal się z niczem. Liczyłem na przyszłość, i lubo uważałem mego towarzysza za istotę godną pogardy, okazywałem mu wiele życzliwości i nie szczędziłem niczego, ażeby stać mu się pożytecznym. Znajdował się w więzieniu bez pieniędzy... Przychodziłem mu z pomocą, starając się wppić weń przekonanie o ile jestem wart więcej od niego, tak, iż nareszcie zyskałem jego ufność zupełną. Doszedłem do zamierzonego celu...
— I cóż powiedział?
— Powiedział tyle, że moje domysły zamieniły się w pewność. Dziś jeszcze powtarzał mi też same słowa jakie były zamieszczone w liście, a które mówiłem pani przed chwilą. „Plac Zgody“... „Most zwodzony“... „Most Neuilly“... „Noc dnia 24 Września 1837 r.
— Ach! masz pan słuszność!... wykrzyknęła Berta, ten człowiek wie wszystko!
— Jestem przekonany, że zna morderców lekarza z Bruuoy, potwierdził Ireneusz.
— Ale ich nie wymienił?
— Nie wie jak się nazywają, lecz poszukuje ich tak jak my poszukujemy, i na czas krótki przed uwięzieniem zdawało mu się, że spotkał tę kobietę wspólniczkę zbrodni, ową Klaudję, bezwątpięnia.
— Na jak długo skazany został ten Jan-Czwartek?
— Na osiem dni.
— A czy on nie wymknie się panu skoro go uwolnią?
— Tego się nie obawiam... Wyobraża on sobie, że będę mu potrzebnym do zdobycia wielkich pieniędzy, któremi przyobiecał podzielić, się zemną, dodał z uśmiechem Moulin.
— Z jakiegoż źródła te pieniądze mają wypłynąć?