Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/495

Ta strona została przepisana.

— Z najochydniejszego, bo z „wyzyskiwania“. Posiadając tajemnicę morderców z mostu de Neuilly, chce ich odszukać, i kazać im drogo opłacać swoje milczenie. Rachuje na moją pomoc w wykonaniu tych niecnych zamiarów.
— Uważa więc pana za równego sobie nędznika? zapytała Berta.
— Bynajmniej. Poważa mnie wielce, jakby drugiego siebie. Moim postanowieniem było, udawać łotra, i pochwalać jego plany, bez tego bowiem straciłbym u niego zaufanie i nigdy nie zdołalibyśmy odkryć sprawców zbrodni. Jakże więc pochwalasz pani mój plan w tym razie?
— Pochwalam wszystko co doprowadzić mnie może do powrócenia czci mojemu ojcu.
— Będziemy o nią walczyli.
— Walka nieprzeraża mnie, upewniam, jestem odważna, lecz co innego mnie niepokoi...
— Cóż takiego?
— Podobna walka, to tak jak wojna. Powiadają, że pieniądz jest duszą wojny a ja jestem uboga, bardzo uboga!
— Jakto? zawołał mechanik. Czyżby skradziono pieniądze i papiery pozostawione w mera biurku?
— Nie; panie Ireueuszu, ocaliłam pański majątek, odpowiedziała dziewczyna. Jest u mnie wszystko w całości, i zaraz to panu powrócę.
— Ależ pani ten majątek jest tak dobrze pani własnością jak moją...
— Moją własnością?... A to z jakiego powodu
— Przedewszystkiem dla tego, że jestem pani przyjacielem, a powtóre, że to twój ojciec uczynił mnie tem czem jestem to jest uczciwym człowiekiem, zdolnym pracownikiem, bez niego, byłbym niczem na świecie. Możesz więc pani przyjąć odemnie tę pomoc, a przyjąć ją bez skrupułu.
Berta potrząsnęła głową przecząco.