Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/496

Ta strona została przepisana.

— Brać pieniądze zdobyte ciężką pańską pracą, odparła, nie!... tego pan nie żądaj odemnie!
— A z czegóż pani żyć będziesz?
— Będę żyła jak pan żyłeś... Pracowałeś, i ja będę pracowała.
— Posłuchaj mnie pani, przemówił Ireneusz. Znamy się od dziś dopiero, ale mimo to jestem dawnym pani przyjacielem. Pomyśl, że dziewiętnaście lat temu nosiłem cię na moich rękach, huśtałem na moich kolanach... Wszakże to samo nadaje mi już pewne prawa... Uważaj mnie więc pani za swego brata... starszego brata!... Potrzebuję twojej pomocy dla wspólnej naszej sprawy, a nie będziesz mi mogła dopomódz jeśli jak dotąd zmuszoną będziesz zajmować się szyciem. Wszakże to jasne, nieprawdaż? Te pieniądze, które są u ciebie, zostaną tu aż do chwili w której oczyszczę pamięć mojego dobroczyńcy. Zostaną tu... przysięgam!... a jestem uparty jak muł!... Przyjmij więc pani tę współkę i bierz z tych pieniędzy ile tylko będziesz potrzebowała... jest to koniecznem dla powodzenia naszych planów! Zdobyłem tyle mą pracą, a jestem jeszcze niestary, to dalej mogę pracować, i jak tylko wypełnimy nasze zadanie zabiorę się na nowo do pracy, i zapełnię ten wyłom jaki teraz zrobimy. Wszak pani na to przystajesz?... Rzecz ułożona nieprawdaż?
Berta podała rękę Ireneuszowi, z oczyma pełnemi łez rozrzewnienia, szepcąc przytłumionym głosem:
— Ach! jakże słusznie mówiła mi matka. Jakżeś pan dobrym... szlachetnym!...
— Nie jestem lepszym od innych... Mam tylko dobrą pamięć, nic więcej! Zatem jesteśmy już w zgodzie?
— Skoro pan tak chcesz koniecznie...
— Weźmiesz pani do siebie jako depozyt te pieniądze?
— Ha! skoro to jest pańskim nieodwołalnym życzeniem.
— Tak; jest to moją niezmienną wolą i gdybym ja był tak smutnym, to myśl o tej współce rozweseliłaby mnie.