Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/499

Ta strona została przepisana.

— Czy wiesz o fatalnym zakończeniu sprawy Ireneusza Moulin? zawołał gwałtownie Jerzy.
— Niestety... wiem o tem; odparł agent. Sędziowie siódmego wydziału wydali niesłuszny wyrok, ale uważam to za rzecz małej wagi, względnie do osobistej sprawy waszej książęcej mości.
— Jak to rozumiesz?
— Skoro chwilowe uwięzienie tego człowieka pozwoliło urn wejść do jego mieszkania i zniszczyć kompromitujący dokument, cóż nam przeszkadza teraz jego uwolnienie?...
— Szkodzi nam, i bardzo.
— Dla czego Ireneusz Moulin uwolniony teraz skoro pani Leroyer umarła miałby być dla nas niebezpiecznym?
— Niebezpieczniejszym jest niż kiedykolwiek.
— Pozwoli mi wasza książęca mość powtórzyć zapytanie, dla czego? Książę Jerzy skinął przyzwalająco poruszeniem głowy.
— Byłem więc chyba w błędzie, mówił dalej agent sądząc, że wszelkie niebezpieczeństwo usuniętem zostanie z chwilą zniszczenia listu i śmiercią wdowy Leroyer?
— Niebezpieczeństwo zmniejszyło się nieco, przyznaję, ponieważ ten list stanowił niezbity dowód popełnionego występku, w którym nic winien nie byłem, a za który musiałam być odpowiedzialnym, odparł Jerzy.
— A zatem skoro dowód nie istnieje, wasza książęca mość nie powinien obawiać się dochodzenia.
— Nie obawiałem się tego i pierwej, bo przedawnienie nastąpiło.
— Skutkiem czego więc ten niepokój waszej książęcej mości?
Pan de la Tour-Vandieu wzruszył ramionami.
— Zechciej że raz zrozumieć, odrzekł, że ja chcę mieć spokój zupełny. A mogę żyć spokojny będąc ciągle zagrożonym wybuchem skandalu, jaki może splamić moje nazwisko,