Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Będę korzystał z pańskiej życzliwości, odrzekł mechanik, — i w razie potrzeby, z całą ufnością udam się do pana.
Na rozkaz komisarza, wyszli agenci na ulicę, rozkazując iść naprzód przed sobą aresztowanym. Tłum ciekawych przechodniów zebrał się przed domem, pragnąc z bliska zobaczyć złoczyńców schwytanych w pułapkę.
Jednocześnie jakiś mężczyzna przerażająco chudy, podążał przyśpieszonym krokiem w stronę piwiarni pod „Srebrnym Krukiem“.
Spostrzegłszy tłum przed budynkiem, zatrzymał się i spojrzał niespokojnie.
Był to Jan-Czwartek. dążący na oznaczoną schadzkę. Podobne zebranie na ulicy o tak spóźnionej porze, powiadamiało go, iż coś niezwykłego zajść tu musiało.
— Co się to stało? zapytał jakiejś kobieciny rozprawiającej głośno wśród tłumu.
— Jedno wciąż, i toż samo, odpowiedziała. Zajście policji, i nic więcej, Odkąd ojciec Loupiat, ów wróżbita niesz częściatu się osiedlił, cała dzielnica zanieczyszczoną została przez złych ludzi, oszustów i złodziei najgorszego rodzaju.

IX.

— Jakto? — zawołał Czwartek z udanym zdumieniem, pozwalają takiej hołocie przebywać w miejscach publicznych? To oburzające... na honor! Wystawiają tym sposobem uczciwego człowieka, robotnika, przychodzącego z ufnością wypić kieliszek wina po ciężkiej całodniowej pracy na zetknięcie się z łotrami i skompromitowanie?