Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/500

Ta strona została przepisana.

i zepchnąć mnie z wysokiego stanowiska jakie obecnie zajmuję?
— Widzę z boleścią, że wasza książęca mość niem we mnie zaufania, rzekł Theifer.
— Co przez to rozumiesz?
— To, że wasza książęca mość posługuje się mną tyli jak gdyby martwem narzędziem, niedozwalając mi jasno rozejrzeć się w tej sprawie. Idę... nie wiedząc dokąd dążę? Nie znając tajemnicy szczegółowo nie mogę mieć rzecz naturalną jasnego sądu o stanie tej sprawy, a ztąd nie mogę udzielić pożytecznej rady. Przed kilkoma dniami, książę widzi; w owej Klaudji Varni jedynie groźną dla siebie nieprzyjaciółkę; dziś, znowu się wytwarzają nowe obawy. Zkąd i dlaczego?
Pan de la Tour-Vandieu, który upadł przed tem bezsilny na krzesło, wstał i zaczął się przechadzać wielkiemi krokami.
— Pytasz dla czego? powtórzył; dla tego żem się rozpatrzył lepiej i widzę rzeczy jak stoją. Klaudja Varni pozostawiona samej sobie nie będzie działać dla zemsty, ale dla korzyści. Skompromitowana zarówno jak ja, a nawet gorzej odemnie, zechce pieniędzy... Dawszy jej takowe, zmuszę ją do milczenia... Gdyby jednak nieszczęściem zawarła przymierze z Ireneuszem Moulin, Esterą lub z córką wdowy Leroyer, nie szłoby jej natenczas tylko o samą korzyść, albo o zemstę, i wtedy miałbym słuszny powód obawiać się najgorszych następstw.
— Zatem Klaudja Varni była... jakby tu powiedzieć była pańską wspólniczką w tej sprawie?
— Powiedz, współwinowajczynią, odrzekł Jerzy.
— Córka pani Leroyer, jest dzieckiem skazanego.
— Wszak dobrze wiesz o tem!...
— Przestrach złym bywa doradcą, Niedozwala on ropatrzeć się trzeźwo w położeniu. Tak i w tym razie. Jakże