Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/504

Ta strona została przepisana.

bacznie jak się będzie borykał z przeszkodami, któremi zasiejemy mu drogę.
— Masz słuszność rzekł książę; ale cóż poczniemy z Klaudją Varni?
— Niema jej z pewnością w Paryżu, jestem przekonany. Moi agenci są na czatach, i tropią jak dobre psy myśliwskie. Nie odnaleźli nic dotąd, a zatem jej niema. Zresztą, każę prowadzić dalej poszukiwania. Skoro się tylko dowiemy, że przyjechała do Paryża, przesiana jej z pańskiej strony pewna kwota pieniężna uwolni nas od niej.
— A jakże masz, zamiar postąpić z Esterą Derieux? bo tak nazywa się ta obłąkana.
— Pomyślę nad tem dopiero.
— Lecz niezapomnij. że trzeba działać tu szybko...
— Rozpocznę od jutra działanie, a może nawet i dzisiaj.
— Dobrze mój przyjacielu, ale unikaj wszystkiego coby zmierzało do „wykrycia przeszłości“, odparł książę wymawiając, ostatnie wyrazy ze znaczącym naciskiem.
— Aha!... zawołał Theifer; wskrzeszenie zatem przeszłości byłoby niebezpiecznem?
Jerzy pochyleniem głowy odpowiedział na zapytanie.
— Czyżby między tą nieszczęśliwą obłąkaną a waszą książęcą mością istniał jaki niewidzialny związek? badał dalej agent. Pytanie moje wiem, że jest niedyskretnem, lecz aby działać skutecznie, muszę we wszystko być wtajemniczonym.
Pan de la Tour-Vaudieu wachał się z odpowiedzią, po namyśle jednak odparł przyciszonym głosem:
— Tak, istnieje węzeł pomiędzy nami, ale nieznany nikomu, węzeł... który musi być pokrytym wieczną tajemnicą.
Theifer wpatrywał się ze zdumieniem w pognębione oblicze starca.
— Małżeństwo zawarte „in extremis“ ciągnął dalej