Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/506

Ta strona została przepisana.

też zabiorę się do pracy i mam nadzieję, że niezadługo przyniosę waszej książęcej mości pocieszające wieści.
Theifer nie mówił tego tylko dla uspokojenia Jerzego. Nie przebierając w środkach, i nie narażając się nigdy, przebiegły agent umiał wyzyskać swoje położenie i zaufanie jakie w nim władza pokładała.
Nie tylko że najgorsze jego sprawki nieściągały nań kary, lecz sprowadzały mu gratyfikację i pochwały. Stawiano go za wzór gorliwości i niezmordowanej energji.
Książę de la Tour-Vandieu przerażony swoim położeniem oddał się zupełnie w moc jego. Theifer zaś, przyrzekłszy prędką i skuteczną pomoc, czasu nie tracił.
Wyszedłszy od księcia, wsiadł w pierwszą napotkaną dorożkę, i kazał się wieść na plac Królewski pod № 24, zmieniwszy podczas drogi swoją fizjognomję przypięciem brody, i założeniem niebieskich okularów.
Odźwierna niepoznała w nim policyjnego agenta, jaki już pokilkakrotnie z powodu przyaresztowania Ireneusza przychodził do niej po różne objaśnienia. Przyjęła go grzecznie.
— Co pan sobie życzy? zapytała uprzejmie.
— Chciałbym pomówić z panią.
— Czy w kwestji wynajęcia lokalu?
— Nie.
— Ą zatem w osobistym interesie?
— I to nie. W kwestji porządku publicznego. Jestem przedstawicielem władzy administracyjnej.
Wyrazy te wymówione uroczystym tonem, przestraszyły panią Bijou.
— Racz pan wejść po mojej stancyjki, odpowiedziała drżącym głosem, podając mu krzesło. Czekam na zapytanie dodała:
— Jestem pomocnikiem prokuratora!... rzekł dumnie Theifer.