Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/511

Ta strona została przepisana.

— W czem więc mój błąd leży?
— W dowodzeniu, że moja chora zakłóca spokój w domu, a nawet jak się pan wyraziłeś zagraża bezpieczeństwu publicznemu. Że tak nie jest, dowieść tego mogę. Choroba jej, jest raczej melancholją. a nie gwałtownem szaleństwem. Ta kobieta nigdy nie była szkodliwą.
— Mimo zapewnień pani, nie mogę odstąpić od poruczonego mi zadania. Zechciej pani widzieć we mnie przedstawiciela władzy, któremu nie wolno wchodzić w drobne szczegóły, ale stosować się do prawa jako wykonawcy tegoż. Pani starasz się ukryć prawdę przedemną. Wszak niezaprzeczysz, iż przed kilkoma dniami, obłąkana omal niesprowadziła tu pożaru?
— Jakto pan wiesz o tem?
— Tak pani. Nasi agenci policyjni zbyt gorliwie dbają o porządek publiczny aby o takim fakcie zamilczeć mieli, a oprócz tego i kilka tutejszych lokatorów zaniosło skargę w tym względzie.
— Skargę?... wielki Boże!...
— Czy pani sądzisz że przewidywanie mogącej nastąpić pożogi, wydaje się im jakąś przyjemną zabawką? Widzę, że pani pozostajesz w zupełnej nieświadomości praw naszych.
— Tak jest, wyznaję...
— To źle... źle bardzo! Każdy obywatel kraju, winien znać główniejsze przepisy, jeżeli niechce być niepokojonym. 2 tego więc powodu wydelegowano mnie tutaj, abym rzecz zbadał na miejscu.
Pani Amadis przerażona surowym tonem mowy Theifefa, i jego wysokim w jej wyobraźni urzędem, drżała jak w febrze, niezdolna zapanować nad sobą.
— Sądzę wszelako, iż w moim wieku, i przy moich funduszach... wyjąknęła, zasługuję na uwzględnienie.
— Prawo jest nietykalnem, rzekł Theifer. Żadne uboczne względy nagiąć go do okoliczności nie zdołają. Sędziowie