Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/515

Ta strona została przepisana.

dzi wiekowych najpóźniejszym uczuciem jest samolubstwo, tak też i u niej niebawem wzięło ono górę.
— Nie mogę więc pod żadnym pozorem trzymać nadal chorej u siebie? zapytała wybuchając łkaniem.
— Niepodobna pani.
— A gdybym przyrzekła... zaprzysięgła.,, że jej nigdy samej niepozostawię... że jej nieodstąpię na chwilę... że nie będę jej nawet wyprowadzała na spacer?...
— Czyż pani zapominasz że omal nie spaliła całego domu? Mogłoby znowu nastąpić coś podobnego. Obowiązkiem więc moim było porozumieć się z panią. Teraz nie narzucam mojego zdania. Jeżeli pani nie możesz rozłączyć się z chorą, to ją zatrzymaj u siebie. Zobaczymy jak w tej mierze postąpi prawo?
Pani Amadis na samą wzmiankę o prawie drżała jak liść osiczyny.
— Jestem pewny że pani żałowałabyś; swego uporu, zaczął przebiegły agent spostrzegłszy jej wachanie. Ale wtedy byłoby zapóżno. Cała odpowiedzialność spadła by na panią.
— Pojmuję to, odpowiedziała; widzę, że mi pan radzisz uczciwie, i masz tylko moje dobro na względzie. To też nie upieram się bynajmniej. Upewnij mnie pan tylko, że moje, Esterze źle tam nie będzie.
— Upewniam że będzie jej tam tak dobrze jak u pani, a może nawet i lepiej, gdyż przy nieustannej pieczołowitości i radykalnej kuracji może powrócić do zdrowia.
— Ach! gdybyż to było prawdą!
— Miej pani nadzieję...
— Będzie mi wolno odwiedzać ją niekiedy?
— Nieco później... później. Tak zaraz z początku nie można.
— Dla czego?
— Widok pani mógłby źle na chorą oddziałać. Trzeba