Strona:PL X de Montépin Dwie sieroty.djvu/52

Ta strona została przepisana.

rzeczy notarjusza i pomiędzy temi szpargałami odszukam papierów jakie w rękach sprytnego człowieka mogą mieć wartość setek tysięcy franków!
— Na rozpoczęcie wyprawy jest jeszcze wszelako za wcześnie, — dodał po chwili, wstąp więc śmiało na kieliszek do Lupiata ponieważ policya nigdy nie ponawia wejścia dwukrotnie w jedno i to samo miejsce.
— To mówiąc, wszedł do winiarni...
Sale były opustoszałe! Znajdował się w nich tylko właściciel zakładu, jego żona i Ireneusz Moulin. Posłaniec wyszedł od dawna.
— Witam! rzekł Czwartek, grzecznie się kłaniając, i proszę o szklankę wina.
— Żona Loupiata posłała napój przez chłopca przybyłemu.
— Co więcej panu podać? zapytała.
— Kawałek chleba z serem.
— Ze świeżym czy suchym serem?
— Och! wszystko mi jedno — odparł przybyły. — Nie lubię pić bez przekąski.
Chłopiec podał żądane pożywienie.
— Co się tu stało? — pytał Jan-Czwartek zwracając się do Loupiata. Przed chwilą ulica była natłoczona ludźmi.
Rrzecz zwykła, odparł oberżysta; wejście policji i aresztowania.
— Złodziei bez wątpienia?
— Tak; zabrano ich całą bandę, a nawet przywódcę zwanego Szpagatem który się rzucił ze sztyletem na komisarza.
— Czy podobna?
— Tak było.
— Ha! łotr! zawołał Czwartek z udanem oburzeniem. Wyślą go do Tulonu lub Brestu okutego w kajdany. Otrzyma na co zasłużył. Urzędnik wykonywający swe obowiązki, to rzecz święta! Co do mnie, szanuję wielce komisarzów, a za-